Słowo kapłana
 
„Piękny pogrzeb” nie zapewni zbawienia!

Drodzy Czciciele Matki Bożej Fatimskiej! Bardzo szybko minęły letnie miesiące, zaczęła się jesień, a ta – piękna skądinąd – pora roku zwykła kojarzyć się z przemijaniem. Przyroda, która traci swoje zielone barwy na czas jesieni i zimy, kieruje naszą uwagę ku przemijaniu, natomiast w liturgii Kościoła okres ten wydaje się zdominowany przez Uroczystość Wszystkich Świętych i następujący zaraz po niej dzień – Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych.

 


Czas ten nadejdzie bardzo szybko, jako że dni będą coraz krótsze, a zatem szybciej będą przemijać. Chciałbym jednak zwrócić dzisiaj Waszą uwagę na obrzędy, z którymi mamy do czynienia przez cały rok, a w czasie wspominania zmarłych przypominają się każdemu, kto zatrzymuje się przy grobie bliskich. Mam na myśli obrzędy pogrzebu…


Każdy z nas widział pogrzeb i wie, że jest to bardzo smutny moment w życiu człowieka, kiedy musi uczestniczyć w tym pożegnaniu bliskich, krewnych, przyjaciół… Pogrzeb kojarzy nam się z rozstaniem i to bardzo długim, na czas nieokreślony, dlatego mamy wrażenie, jakby to było rozstanie na zawsze. Jako wierzący wiemy, że kiedyś spotkamy się z naszymi zmarłymi w Królestwie Naszego Ojca, ale mamy słabą wiarę i dlatego każdy pogrzeb w rodzinie, wśród przyjaciół jest źródłem bólu, smutku i cierpienia. Chociaż świadczy to o naszej małej wierze, to jest ów ból zjawiskiem naturalnym, a lekarze mówią, że lepiej się mu poddać, niż go w sobie tłumić, bo tłumiony może wywołać w późniejszym czasie jeszcze większe problemy.


Chciałem jednak zwrócić Waszą uwagę na przeżywanie pogrzebu jako wydarzenia religijnego. W naszych czasach pogrzeb bardzo często bywa przeżywany jako konieczność społeczna, bo „coś z tym zmarłym trzeba zrobić, żeby się godnie pożegnać”. To prawda. Ale jest to również obrzęd, w którym Kościół oddaje swoje zmarłe dzieci Niebieskiemu Ojcu, wierząc, że dla Niego oni żyją nadal, a kiedyś – po drugiej stronie życia – będzie nam dane spotkać się znowu. O to się w czasie pogrzebu modlimy.


Tymczasem, w dzisiejszych czasach, pogrzeb jakby zaczął tracić swoje religijne i katolickie znaczenie. Żeby nie być gołosłownym i żeby mnie ktoś nie posądził o głoszenie własnych teorii, posłużę się najbardziej kompetentnym źródłem, bo „podręcznikiem” pogrzebu dla kapłanów, wydanym jako Obrzędy Pogrzebu – dostosowane do zwyczajów diecezji polskich. Moją uwagę zwróciły zarządzenia opublikowane we wstępnej instrukcji…


Jeżeli chodzi o jawnych grzeszników, to znaczy takich, którzy za życia dawali publiczne zgorszenie, zarządzenie pozwala na pogrzeb katolicki pod warunkiem, że przed śmiercią „dawali znaki pokuty”. Do takich należą: prośba o kapłana, wzbudzenie aktu żalu, ucałowanie Krzyża, przeproszenie za dane zgorszenie i inne. W ciągu mniej więcej 24 lat mojej posługi kapłańskiej mogłem zaobserwować, jak bardzo wierni zapomnieli, że pogrzeb katolicki należy się tym, którzy po katolicku żyli lub – gdy ich życie było dalekie od wymogów wiary katolickiej – chcieli przynajmniej dać znać, że wierzą i pragną żałować…


Jak to wygląda dziś? Nawet wtedy, gdy śmierć spotka człowieka, który ostatni raz u spowiedzi i Komunii św. był może w drugiej klasie szkoły podstawowej, rodzina domaga się, żeby był „ładny pogrzeb”, bo „wprawdzie zmarły do kościoła nie chodził i nie chciał z nim mieć nic wspólnego, ale był taki dobry…”.


Zdarza się, i nie jest to wyssane z palca, że chory umarł zagniewany na Boga za chorobę, którą przez własne błędy sam na siebie sprowadził. A na koniec świadomie odrzucił jakąkolwiek pokutę. Proboszcz, który usiłował jakoś ograniczyć pogrzeb do dwóch stacji zamiast trzech, spotkał się z totalną krytyką ze strony rodziny, żądaniami, zastraszaniem złożenia skarg, gdzie tylko się da i… ustąpił. Pogrzeb był „piękny”, jak u wszystkich. Jak u tych, którzy po spowiedzi i wezwaniu Imienia Jezus oddali duszę Bogu. Czy to sprawiedliwe? Na pewno nie. Może proboszcz powinien mieć więcej odwagi, hartu ducha…


Ale popatrzmy z drugiej strony: mieszkać wśród ludzi, którzy są na proboszcza zagniewani, w małej parafii, to skazać się na izolację, samotność, wrogość… A jak wygląda duszpasterstwo na małych parafiach, gdzie wszyscy są ze sobą spokrewnieni i kiedy całą parafię ma się przeciwko sobie, wiedzą księża, którzy publicznie o tym nie mówią, ale za to wcześniej umierają.


Paragraf 15 tejże instrukcji, ostatni, stanowi: To samo dotyczy wiernych, którzy żyli w małżeństwie niesakramentalnym, jeżeli przed śmiercią dali znaki pokuty… Czy dzisiaj wierni żyjący w związkach niesakramentalnych w ogóle wiedzą, że przed śmiercią, aby mieć katolicki pogrzeb, powinni pokutować? Czy ktoś im o tym mówi? A przecież tu nie chodzi tylko o pogrzeb. Chodzi o ich zbawienie!


Drodzy Czciciele Różańcowej Pani z Fatimy. Nie chodzi o to, by kogoś publicznie upokarzać ani by dokładać żalu i tak udręczonej rodzinie zmarłego. Nie chodzi też o wydawanie osądów co do zbawienia lub potępienia zmarłego, bo to czyni Pan Bóg w chwili śmierci i nawet gdyby pogrzeb był „przepiękny”, jeżeli człowiek odszedł z tego świata bez łaski uświęcającej, nic mu to nie pomoże. Zapamiętajmy to dobrze. Kto gardził Kościołem za życia, to po śmierci może tam leżeć i cały tydzień nadaremno… Dlatego, że czas zasługiwania na Niebo kończy się właśnie w momencie śmierci.


Nie przypuszczam, że wśród Was, czytających te słowa, jest ktoś, kto notorycznie odmawia spowiedzi i przyjmowania Pana Jezusa lub też żyje jako publiczny grzesznik. Ale proszę, módlmy się za tych dzisiejszych katolików, którzy myślą, że niezależnie od życia „piękny pogrzeb” załatwi szczęśliwą wieczność. Amen.

 

Ks. Adam Martyna

 

Spis treści:
UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!