Słowo kapłana
 
Kilka uwag o kolędzie

Drodzy wierni!

Bardzo szybko mija czas. Niedawno staliśmy nad grobami naszych najbliższych, listopad ze swoją specyficzną pogodą sprowokował nas do refleksji nad życiem, także tym po drugiej stronie… Ani się obejrzeliśmy, a zaczął się Adwent. Niebawem Boże Narodzenie. No, a skoro święta Narodzenia Pańskiego, to wkrótce przyjdzie ksiądz po kolędzie. I właśnie teraz chciałbym, żebyśmy poświęcili parę chwil na zastanowienie się po co jest kolęda? Szczególnie w tym czasie niesamowitej nagonki na Kościół, na pewno usłyszymy szereg obelg pod adresem księży, dlatego spójrzmy, jako ludzie wierzący, na zwyczaj kolędy z innej strony – nie tej „medialnej”.

Oficjalna nazwa kolędy to wizyta duszpasterska. W ciągu roku wierni mają liczne okazje, by „duszpastersko” złożyć wizytę swojemu proboszczowi. W ogromnej większości przypadków, proboszcz zawsze znajduje czas, by coś załatwić, wydać jakieś zaświadczenie, ale przecież nierzadko także, by wysłuchać zmartwień i problemów swoich wiernych. Pewnie nie zawsze potrafi je rozwiązać, ale na pewno się stara.

Po Bożym Narodzeniu to księża wyruszają do wiernych, by złożyć im wizytę w ich domach, w ich własnym otoczeniu.

Jak przystało na ludzi starających się być kulturalnymi, wcześniej zapowiadają swoją wizytę. Informują, że będą odwiedzać domy na tej czy innej ulicy, a w miastach ministranci roznoszą do mieszkań specjalne kartki. Nie wypada przecież przyjść bez zapowiedzi, kiedy się ma nadzieję, że ktoś na nas, księży, czeka, bo chce się chociaż tych parę chwil porozmawiać, może odkryć rodzinne problemy, czasem wprost dramaty…

Kapłan idąc po kolędzie, rozpoczyna swoją wizytę od modlitwy, potem błogosławi dom i jego mieszkańców, a później rozpoczyna się rozmowa. No właśnie, o czym? Niektórzy wierni bardzo chętnie porozmawialiby z księdzem o samochodach, o polityce, także o tym, ile ksiądz zarabia i co je na śniadanie. Wydają się jednak bardzo zaskoczeni, a w wielu wypadkach obrażeni, jeżeli ksiądz zapyta o sprawy duszpasterskie: np. jak im się podoba nowa ambona w kościele, co myślą o nowych ławkach, co sądzą o kazaniach kapłanów? I bardzo często tutaj zapada żenująca cisza, bo niektórzy wierni ostatni raz byli w kościele kilka lat temu.

Kiedyś pewien pan, który cały Boży rok nie zajrzał do świątyni, powiedział mi z pretensją: No ja nie myślałem, że ksiądz tak po dwudziestu minutach będzie się zbierał. Myślałem, że jak księdza tak rzadko widzę, będziemy mogli porozmawiać trochę dłużej…

– Proszę pana
– odpowiedziałem – dziś mam odwiedzić jeszcze inne rodziny, które czekają na kolędę. To jest bardzo smutne, że widzimy się tak rzadko, tylko przy okazji kolędy, dlatego ja serdecznie zapraszam na Mszę Świętą. Będziemy mogli widywać się przynajmniej co tydzień. Na te słowa odpowiedzi już nie otrzymałem.

Czas kolędy to jest dla księdza czas radości, skoro może ujrzeć, w jakich warunkach mieszkają wierni, których pamięta z kościoła. Wtedy wiadomo, że jest się „wśród swoich” i wizyta jest rzeczywiście spotkaniem ludzi, których łączy wspólna parafia. Bardzo smutno jest spotykać ludzi, którzy „wpuszczają” kapłana raz w roku, a poza tym ksiądz ich nie zna, bo w świątyni nie bywają nigdy. Silą się na uprzejmość, ksiądz też nie chce ich urazić, ale bardzo trudno jest wtedy przełamać taką niewidzialną barierę, bo u tych ludzi widać od razu, że sprawy parafii są im obce. Niemniej każdy duszpasterz i do takich ludzi idzie, chyba że nie otworzą, a prawie w każdej parafii są tacy, którzy „sobie księdza nie życzą”. Oczywiście, to ich prawo. Tylko że nawet kiedy ktoś z trudem przychodzi na Mszę Świętą w niedzielę i święta, rzadko uczestniczy w rekolekcjach, ale jednak otworzy te drzwi przed kapłanem, można wnioskować, że jeszcze nie zerwał całkiem więzi z parafią, jeszcze coś go przy tej wspólnocie parafialnej trzyma.

Jeżeli ktoś już nie otworzy księdzu raz w roku, to chyba mu na jego miejscu w parafii nie zależy…

Wraz z wizytą duszpasterską pojawia się tzw. problem koperty i dylematy: Dać czy nie dać? Nie dać nie wypada, to ile dać? Każdy daje tyle, na ile go stać. Chciałbym jednak choć trochę osłabić działanie legend, jakie to wielkie bogactwa księża zbierają na kolędzie i czego to potem za te wielkie sumy nie kupują. Pieniądze z kolędy wcale nie są dla księdza, przynajmniej nie tylko dla niego. Z tych pieniędzy wspiera się Kościół diecezjalny i Kościół parafialny. Każda diecezja ma dokładnie określone, na jaki cel mają być przeznaczone pieniądze z ofiar kolędowych. Niektórzy parafianie czują się zażenowani tym, że ofiara ich zdaniem jest niska albo że w tym roku nie stać ich na ofiarę. Nie ma się czego wstydzić, bo przecież bez ofiary ksiądz też chętnie wejdzie do mieszkania, pomodli się i porozmawia.

Moi Drodzy, świat się zmienia bardzo szybko, w zapomnienie idą dawne tradycje, dlatego pozwólcie, że przypomnę, co należy przygotować na wizytę duszpasterską.

Otóż, stół powinien być nakryty białym obrusem. Na nim powinny być: krzyż, świece i talerz z wodą święconą. Woda powinna być poświęcona, można ją dostać w kościele. W żadnym wypadku nie lejemy na talerzyk wody z kranu, bo wtedy to jest parodia pokropienia, które zawsze dokonuje się wodą święconą. Jeżeli nie mamy z jakichś powodów w domu wody święconej, wlewamy na talerzyk zwykłą, ale jeszcze przed modlitwą informujemy księdza, że mamy zwykłą wodę i prosimy, by ją poświęcił.

Przed przyjściem kapłana powinniśmy się zatroszczyć, by np. groźne, duże psy nie biegały po podwórku, bo często przed księdzem idą ministranci, którzy takich psów mogą się bać, no i nigdy nie wiadomo, jak zwierzę zareaguje na przybyszów. Kiedy ksiądz już wejdzie do domu, bardzo dobrze by było, gdybyśmy wyłączyli telewizor i radio, jeżeli są włączone.

W katolickich rodzinach do pokoju, gdzie odbywa się wizyta kolędowa, zapraszamy wszystkich członków rodziny. Niestety, bywa tak, że rodzice siedzą z księdzem, a „młodzi gniewni” w wieku gimnazjalnym nie wychodzą ze swojego pokoju. Jest to przejaw lekceważenia nie tylko kapłana i Kościoła, który on reprezentuje, ale może bardziej własnych rodziców.

Zechciejcie, Drodzy Bracia i Siostry, przyjąć te krótkie uwagi odnośnie kolędy. Nie jest moim zamiarem nikogo strofować ani ganić. Niemniej, jeżeli wszyscy zachowamy się jak należy, poczujemy, że to nie jest taka sobie zwykła wizyta, ale działanie duszpasterskie Kościoła, które wyprasza nam Boże błogosławieństwo na nadchodzący rok.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Ks. Adam Martyna