Blask Kościoła
 
Owoc Ewangelii - dobroczynność
Adam Kowalik

Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem – powiedział do swoich uczniów Pan Jezus. Tę zasadę ponieśli jego uczniowie do Żydów i pogan. Miłość bliźniego, także nieprzyjaciela, wniosła nową jakość w życie społeczne świata.

Przy okazji omawiania genezy szpitali (PzM nr 59) przypominaliśmy, jak wielkie wrażenie na poganach robiła opieka chrześcijan udzielana porzucanym przez rodziny chorym. To wielkie świadectwo bezinteresownej miłości, nieliczącej się z kosztami, miało siłę, by przemienić świat pogański, przebudować go zgodnie ze standardami wskazanymi przez Chrystusa.

Spójrzmy na karty Dziejów Apostolskich. Członkowie pierwszej gminy chrześcijańskiej w Jerozolimie oddawali swoje majątki do jednej kasy, by podzielić się nimi z potrzebującymi wsparcia. Rozrastanie się wspólnot spowodowało, że wzór jerozolimski nie mógł być kopiowany w wielotysięcznych miastach i wielomilionowych narodach, jednak zawsze wspólnoty parafialne, diecezjalne dbały o to, by wesprzeć biednych jałmużną, dać schronienie bezdomnym, leczyć chorych. Zajmowały się tym zakony, bractwa kościelne, a także pojedynczy chrześcijanie na skalę odpowiednią do możliwości – ubodzy karmili nędzarzy, możni fundowali szpitale oraz przytułki dla starców, sierot i kalek.

Coście uczynili jednemu z braci moich …


Szczególną rolę w dziedzinie dobroczynności odgrywały zakony. W średniowiecznej Europie klasztory wspierały stale nawet wielotysięczne tłumy nędzarzy. Była to funkcja nie do zastąpienia. Co się stało, gdy reformacja rozgoniła mnichów? Sięgnijmy po przykład angielski. Rozwiązanie wspólnot zakonnych przez Henryka VIII pociągnęła za sobą ogromne niepokoje społeczne i bunty. Szesnastowiecznym herezjarchom wydawało się, że nic się nie zmieni, jeżeli „tylko” odrzucą władzę Papieża i skreślą z katechizmu zasady, które uznali za nieracjonalne. Skutek zaskoczył ich samych. Pod rządami papiestwa ludzie byli przynajmniej miłosierni i nie trzeba było używać siły, by otrzymać jałmużnę. Teraz, pod rządami Ewangelii (sic!) zamiast dawać – okradają się i można by rzec, że nikt nie uzna, że coś ma, dopóki nie weźmie w posiadanie własności swojego sąsiada – pisał Marcin Luter.

Tajemnica sukcesu katolickiej dobroczynności nie leżała w mnogości organizacji zajmujących się niesieniem pomocy biednym i pokrzywdzonym przez los, ale w wierności naukom Chrystusa, a przede wszystkim miłości do Zbawiciela. – Jak Cię Panie miłować? – pytają pobożni wierni. I otrzymują odpowiedź na kartach Ewangelii: – Coście uczynili jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.

Państwo przegrywa z Kościołem


Tę funkcję Kościoła pośrednio doceniali nawet bezbożni luminarze oświecenia. Zarażeni ich myślą władcy rozwiązywali zakony niekoncentrujące się na misji niesienia pomocy chorym i ubogim. Uczniowie „filozofów” nie byli już tak wspaniałomyślni, kwestię duchowieństwa rozwiązywali przy pomocy gilotyny, a dobroczynność powierzyli państwu. Jednak nie tędy droga. Bezbożne państwo nie poradziło sobie z problemem. Bieda w ­XIX-wiecznej Europie przysporzyła zwolenników komunistom. Inne wzory wskazywał ówczesny Kościół, niosąc do nor zamieszkanych przez biedotę pomoc materialną oraz światło Ewangelii. Katolicka Europa w epoce pary na nowo rozkwitła stowarzyszeniami świadczącymi pomoc biednym i zmarginalizowanym. Jedne ze sławniejszych, bo silnie rozkrzewionych, założył bł. Fryderyk Ozanam. Były to Konferencje św. Wincentego á Paulo.

Cicha pomoc jest skuteczna

Warto podkreślić, że obecnie obserwujemy smutne konsekwencje rewolucyjnej idei przejęcia przez państwo pomocy potrzebującym. Ani mnożenie przepisów, ani powiększanie rzeszy urzędników nie jest w stanie spowodować, by pomoc trafiała do rzeczywiście jej potrzebujących.
 
Na tym tle szczególny szacunek budzi cicha pomoc charytatywna Kościoła – uczniów i uczennic św. Franciszka z Asyżu, św. Wincentego a Paulo, św. Brata Alberta czy bł. Matki Teresy z Kalkuty. Może mało kto zauważa zakonników, członków bractw parafialnych albo poszczególnych wiernych, spieszących regularnie z pomocą do chorych i starych, ale właśnie to jest najskuteczniejsza forma dobroczynności.