Nie terapia, a radykalny eksperyment na genomie

2011-02-23 00:00:00
Nie terapia, a radykalny eksperyment na genomie

Na rozpoczynającym się dziś posiedzeniu Sejmu posłowie będą debatować nad legalizacją technologii sztucznego rozrodu. Debata na ten temat wciąż w dużej mierze opiera się na emocjach z pominięciem faktów. Entuzjazm towarzyszący technologii wspomaganego rozrodu jest nieuzasadniony. Wprowadza ona nowe zmiany w genomie, których znaczenia biologicznego nie znamy.

Z dr. hab. med. Andrzejem Kochańskim, genetykiem, profesorem UKSW i Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej Polskiej Akademii Nauk, rozmawia Paulina Jarosińska

Czy można już dziś mówić o zaburzeniach genetycznych w technologii wspomaganego rozrodu, w tym w procedurze zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro?

- Tak jak zwiększa się skala zjawiska, które zaczyna dotyczyć już znacznego odsetka populacji, tak też pewne rzeczy zaczynają się ujawniać, i to nie tylko w skali pojedynczych chorób genetycznie uwarunkowanych, ale całego genomu człowieka. Aby zobaczyć to, co ta technologia wprowadza, co zmienia, trzeba bardzo systematycznie obserwować jej skutki, i to w dostatecznie długim czasie. To znaczy, że od momentu narodzenia dziecka trzeba byłoby przez wiele lat obserwować jego rozwój i porównywać z rozwojem dzieci w populacji ogólnej. To byłby stan zbliżony do idealnego. Problem jednak polega na tym, że takie obserwacje są prowadzone tylko w niektórych krajach i mają bardzo ograniczony charakter. Są najczęściej finansowane z projektów badawczych, które po kilku latach wygasają. Obserwacja więc się kończy, wyniki są publikowane i nie ma kontynuacji. Jednak nawet korzystając z obserwacji, które są wycinkowe, widać wyraźnie, że niestety u dzieci, które zostały poczęte przy zastosowaniu tych technologii, pojawiają się problemy natury medycznej. Wady wrodzone występujące u tych dzieci spotyka się również u reszty populacji, ale znacznie rzadziej. Podam przykład: bardzo poważny zespół wad, a mianowicie zespół Beckwitha-Wiedemanna, występuje znacznie częściej w przypadkach zastosowania technologii wspomaganego rozrodu.

Dlaczego tak się dzieje?

- Otóż jest taka szkoła, która uczy, że osoby, które mają zaburzenia płodności, są zainteresowane tą technologią i z powodu ich już istniejącej choroby czy zaburzenia genetycznego mogą występować zaburzenia genetyczne u ich dzieci. Ale nie jest to do końca prawda. Owszem, ci ludzie często mają już pewne problemy "natury genetycznej", ale poddając się nowej technologii, która ingeruje w genom ich dzieci, narażają swoje potomstwo na skutki nieodwracalnych uszkodzeń genomu. Mamy wobec tego dwa problemy: pierwszy to wspomniane problemy medyczne, które występują dużo częściej w tych przypadkach niż u reszty populacji. Druga kwestia dotyczy "uszkodzeń genów", które wprowadza sama technologia.

Problem z technologią wspomaganego rozrodu, a właściwie z jej skutkami na poziomie ludzkiego genomu streszcza się w trzech pytaniach: nie wiadomo, co badać, jak badać i w jakim zakresie.

Jesteśmy w stanie zdiagnozować tylko zewnętrzne skutki, bez diagnozowania np. funkcji wątroby, serca itd.?

- Tak, mówimy o wierzchołku góry lodowej. Mówimy cały czas o wadach wrodzonych, które są uchwytne "nieuzbrojonym okiem", jednak nie jest to dobra obserwacja. Każda dobra obserwacja jest systematyczna i dokładna. Dopiero po takim badaniu mielibyśmy prawdziwe wyniki tego eksperymentu. Problem jednak polega na tym, że ten eksperyment odbywa się na ludziach, w związku z tym trudno sobie wyobrazić, że matkę dziecka, która chce ukryć fakt sposobu jego poczęcia, będziemy zmuszać do tego, aby przychodziła do specjalistów w różnych dziedzinach medycyny na kontrolę co miesiąc po to, aby wszystkimi możliwymi sposobami zbadać to dziecko w celu uzyskania wartościowych wyników.

Nie możemy z oczywistych względów stygmatyzować tych dzieci tylko dlatego, że ich rodzice zdecydowali o innym niż naturalny sposobie poczęcia. Tutaj właśnie rodzi się problem. Jeśli na przykład odniesiemy te badania do modeli zwierzęcych, to zawsze pojawi się zarzut, że nie jest to odpowiedni sposób - że nie ma tu pełnej analogii.

[...]

Pełny tekst: "Nasz Dziennik"
2 października, we wspomnienie św. Rity, polscy czciciele tej świętej żony, matki i zakonnicy złożą w jej sanktuarium we włoskiej Cascii bukiet róż. Jak wielka będzie wiązanka, którą ozdobimy poświęcone jej miejsce? Zależy także od Ciebie. To już ostatni moment, aby włączyć się do naszej kampanii „Święta Rito przyjdź nam z pomocą!” i powierzyć wstawiennictwu św. Rity wszystkie swoje sprawy. Każdy może włączyć się do naszej akcji; absolutnie każdy – również Ty!
Tego nie usłyszą Państwo w mediach głównego nurtu! Klub „Polonia Christiana” w Krakowie zaprasza na spotkanie z redaktorem naczelnym „Do Rzeczy” Pawłem Lisickim, które odbędzie się już w środę 10 września o godz. 18:00. Porozmawiamy o problematyce dwóch fascynujących książek naszego gościa, dotykających herezji chrześcijańskiego syjonizmu i mitu „starszych braci w wierze”.
Początek września to w wielu polskich domach moment nowych wyzwań, obowiązków, powrotu do pracy po urlopach. Ten intensywny czas dobrze jest przeżyć z różańcem w dłoni. W tym celu w pierwszy piątek września nasze Stowarzyszenie wraz z Apostolatem Fatimy organizuje wspólną Modlitwę Różańcową. Zapraszamy do udziału – osobiście lub drogą internetową.
„Demoralizacja to nie edukacja!” – pod tym, oczywistym u progu nowego roku szkolnego hasłem, przejdziemy ulicami królewskiego Krakowa w niedzielę 7 września.
– Niedziela, to „dzień Pański”, dzień Boży, a nie dzień nasz, w którym by nam wolno było robić, co chcemy i spędzić go wedle swego upodobania – powiedział prymas Polski Stefan kard. Wyszyński. Zatem jak najwięcej naszych działań – nie tylko uczestnictwo we Mszy Świętej – powinno być skupionych na Bogu. Jednym z nich może być lektura duchowa, która wzniesie nas ku Bogu, taka jak książka Proroctwa nie lekceważcie! Przepowiednie dla Polski wydana przez nasze Stowarzyszenie.