Niemal cała sejmowa opozycja krytykuje projekt unijnej umowy nazywanej potocznie paktem fiskalnym. Rola Polski, która według zapewnień premiera miała dołączyć do pierwszoplanowych graczy, zostaje bowiem zredukowana niemal do zera.
Będziemy siedzieć przy stole, pilnować naszych interesów, a za jakiś czas podejmiemy decyzję, czy i na jakich zasadach wchodzimy do strefy euro – mówił w zeszłym tygodniu rzecznik rządu Paweł Graś. Jak jednak wynika z zapisów projektu umowy międzyrządowej przygotowanego przez ekspertów i urzędników pracujących dla przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya, wszystkie kluczowe decyzje będą zapadać wyłącznie w gronie państw strefy euro. Polska i inne kraje spoza strefy, nawet jeśli przystąpią do umowy, będą jedynie "informowane" o tym, co ustaliła euro grupa – informuje „Rzeczpospolita”.
Opozycja nie kryje oburzenia - Te propozycje stawiają nasz kraj na pozycji niższej niż obserwator. Mieliśmy siedzieć przy unijnym stole jako biesiadnik. A znaleźliśmy się w karcie dań – ironizował lider PiS Jarosław Kaczyński. Niezadowolenie okazały również Solidarna Polska oraz SLD.
Politycy PO próbują zmiękczyć stanowisko premiera z zeszłego tygodnia. Nikt nie mówił, że w wyniku umowy zostaniemy dopuszczeni do współdecydowania o kwestiach, które dotyczą strefy euro. By tak się stało, musielibyśmy do niej należeć - mówi dziennikowi europoseł Paweł Zalewski i wyjaśnia, że Polska uzyska status obserwatora. Co do tego nie jest jednak przekonany dr Leszek Jesień, ekspert ds. europejskich z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Według niego z żadnych zapisów projektu umowy nie wynika wyraźnie by Warszawa taki status miała zagwarantowany.
Minister finansów Jacek Rostowski zapewnił w poniedziałek, że Polska nie podda się rygorom wynikającym z paktu fiskalnego, którego propozycję przedstawiła Bruksela. Mamy własne rygory konstytucyjne, ustawowe, które uważamy za lepsze, i nie są nam potrzebne dodatkowe, unijne – tłumaczył.
Źródło: rp.pl