Zapiski kapelana o. Józefa Bocheńskiego z bitwy

2009-05-18 00:00:00
Zapiski kapelana o. Józefa Bocheńskiego z bitwy

W związku z 65. rocznicą zdobycia przez Wojsko Polskie umocnionego wzgórza Monte Cassino zamieszczamy fragment wspomnień kapelana wojskowego, o. Józefa Marii Bocheńskiego (notabene światowej sławy logika), który brał udział w bitwie. W poniższym tekście znajdują się przemyślenia tego wybitnego intelektualisty na temat ... piękna wojny.

12 maja, godz. 1:30. Ksiądz biskup postanowił odprawić Mszę św. o 1:15 w nocy, tak aby podniesienie wypadło na początek natarcia. Namiot kapelana jest ciasny, szaty liturgiczne biedne i pomięte; dwie małe świeczki palą się na stole-ołtarzu; komendant SOE 5 i paru żołnierzy tylko klęczy w mroku. Ale tu jest kawałek historii. W chwilach gdy ryk dział zdaje się zbliżać, płachty namiotu falują i świeczki trzeba ochraniać, aby nie gasły. Ks. biskup odmówił prefację, gdy artyleria zamilkła, tym razem natarcie jest naprawdę w toku. Słyszę słowa konsekracji: „Ten jest kielich krwi mojej...” i wiem, że ks. biskup modli się z nami wszystkimi za tych, którzy w tej chwili giną. (....)

12 maja, godz. 9:00. Jesteśmy pobici. Od rana w SOE 3 zaczyna się krwawy ruch. Długie kolumny sanitarek przywożą, jedna za drugą, setki i setki pokaleczonych ciał. W pół godziny pełne są sale szkolne, pełne korytarze. Trzeba układać w ogrodzie; pod drzewami, na trawie, na grzędach kwiatów, w każdym zakątku leżą ranni żołnierze. (...) Każdy ranny pyta nieodmiennie o to samo: czy klasztor wzięty? (...)


Przebieg natarcia był następujący. Po przygotowaniu artyleryjskim piechota obu dywizji weszła do natarcia z wielkim impetem. „Deska” (3. DSK) zajęła niemal jednym skokiem wzgórze 593, kluczowe, cel natarcia. Gorzej poszło piątej (5. KDP), która nie zdołała się wedrzeć dostatecznie głęboko i zaległa pod morderczym ogniem. Ten ogień okazał się niezwykle gęsty i celny, zwłaszcza ogień moździerzy. Niemcy bili ze wszystkich stron, nawet z tyłu, gdzie stały ich ciężkie baterie w Attine i bliżej. (...) Szczególnym piekłem w tej kotlinie śmierci stało się wzgórze 593, na które nieprzyjaciel kierował nieustanną nawałę ognia wszystkich broni. Dzielna piechota wytrwała mimo to przez cały dzień; dopiero w nocy trzeba było ściągnąć niedobitki. (...)

12 maja, godz. 16:30. Pisałem kiedyś o poczwórnym pięknie wojny, o jej czterech obliczach, które kolejno zachodzą, jedne za drugie: piękno harmonijne, wzniosłość grozy, piękno organizacji i „piękno" moralne. Niespodziewanie przeżywam, wbrew mojej teorii, wszystkie cztery formy tego piękna razem. Groza jest, wyniesiona z SOE, wiejąca z wysadzonych stosów amunicji i porozbijanych wozów. Piękno organizacji mam po raz pierwszy sposobność podziwiać z tak wysokiego szczebla: skomplikowana maszyna Korpusu gra w ręku dowódcy jak cudownie precyzyjne narzędzie. W tej chwili dominuje jednak strona moralna. Stało się coś prawie nadludzkiego: Korpus, kilkadziesiąt tysięcy ludzi, zaczął żyć wczoraj i żyje jak jedna istota, przejęta jedyną myślą i jedną wolą o nieprawdopodobnym napięciu. Stąd te fascynujące fragmenty, których tak mało, niestety, przejdzie do historii. Meldunek porucznika w namiocie dowódcy: „Panie Generale,melduję, że żołnierze umieją umierać". Śmierć płk. Kurka. Batalion płk. Domona, który poszedł powariacku, bez rozkazów, w ogień i śmierć. Artylerzyści maszyny, którzy pracowali przez tyle godzin bez odpoczynku, nieprzytomni prawie ze zmęczenia. Kierowca zlnfernoTrack, który, ciężko ranny, pod ogniem, bez świateł, dowiózł swoich rannych do SOE, aby w nim umrzeć nazajutrz. I nieustanny szept gorączką palonych warg w moim szpitalu: czy klasztor wzięty?

Wojna jest wielką wielkością moralną i z pasją myślę o głupcach, pisarzach, którzy prorokują z foteli „koniec bohaterstwa i wiek techniki". Nie ma końca bohaterstwa i żadna technika go nie zastąpi: bitwę toczy, w bitwie się krwawi i pada człowiek, wielki nie techniką, ale charakterem.

Ale skoro o technice mowa, i ona jest, a z nią ten pierwszy aspekt piękna bitwy, który według mojej teorii powinien był zginąć przy nastaniu grozy i bohaterstwa. W tej chwili drogą przede mną toczy się z grzmotem długa kolumna czołgów. Niezapomniany widok. W ogromnych tumanach kurzu wyrwanej przez gąsienice jezdni, z piekielnym rykiem silników jadą ciężkie wozy wojenne. W otwartych klapach nieproporcjonalnie wiotkie postacie młodych, jasnych chłopców, w czarnych beretach na bakier, z lornetką u pasa, pięknych jak greccy bogowie i wiedzących o tym, dumnych i wesołych. Generał podciąga odwody: jadą w ogień i paszcze dział są odkryte. Z warsztatówki powychodzili żołnierze i patrzą w skupieniu, jakby na procesję. Ja sam nie mogę oprzeć się wzruszeniu: ta kolumna odzwierciedla w niezwykły sposób istotę wojennego charakteru, połączenie siły i prawości: straszliwa moc dział i motorów w sprawnych rękach chłopców o jasnych oczach i duszy. (...)

18 maja, godz. 10:00. Natarcie, które wyszło wczoraj po południu, udało się i nasza piechota zajęła znowu te złowieszcze szczyty, tym razem wszystkie. Trzynasty Korpus (brytyjski) także posunął się w dolinie. Dziś nad ranem był mimo wszystko drugi kryzys bitwy i położenie przedstawiało się dramatycznie. Byliśmy wszyscy, w sztabach, szpitalach, warsztatówkach, przy działach, nie mówiąc już o piechocie i czołgach, u kresu sił fizycznych i nerwowych. Ostatniej nocy nie mogłem w ogóle zasnąć z przemęczenia. Ks. biskup także. Odwodów nie było: generał posłał w ogień wszystko, co miał, z kompanią ochrony sztabu włącznie; dowódca 3. DSK zebrał starożytnym polskim zwyczajem ciurów, chcę powiedzieć telefonistów, pisarzy i kasynowych, aby ich posłać na linię. Jeszcze jeden dzień bitwy, a nie starczyłoby już wytrzymałości. Cele natarcia były osiągnięte, ale o 6 rano zebrano w dowództwie meldunki o znacznym skupieniu piechoty i broni pancernej nieprzyjaciela, gotowych do przeciwuderzenia. (...) Ale meldunki były fałszywe, nieprzyjaciel odchodził, a raczej odchodzili ci, co w jego oddziałach pozostali przy życiu – niewielu.

Za: Józef Bocheński, Wspomnienia, Kraków 1994
Klub Polonia Christiana w Krakowie oraz Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi zapraszają na wyjątkową i niezwykle ważną konferencję pt. „Czy Polsce grozi kolejny rozbiór?”. Wydarzenie to jest organizowane w związku z 230. rocznicą III rozbioru Polski, który na 123 lata wymazał naszą Ojczyznę z map świata.
– Kult Świętej Rodziny przychodzi w samą porę, aby leczyć rany zadane rodzinom chrześcijańskim przez ducha tego świata – pisał już ponad sto lat temu katolicki misjonarz i nauczyciel ks. Jan Berthier. Ponieważ słowa te nie straciły nic na swojej aktualności, a kryzys rodzin niestety wciąż się pogłębia, Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi postanowiło zorganizować kampanię „Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną!”
Każdy ma prawo do życia! W dobie najniższego w historii poziomu dzietności w Polsce, konieczne jest głośne przypomnienie, że każde życie jest bezcenne i wymaga opieki, a samo rodzicielstwo promocji!
Modlitwa za zmarłych jest jednym z najpiękniejszych uczynków miłosierdzia, jaki może spełnić katolik. My – synowie i córki Mistycznego Ciała Chrystusa wierzymy, że dzięki naszej modlitwie dusze zmarłych doświadczają łaski życia wiecznego, a my sami umacniamy w sobie nadzieję na spotkanie z nimi w Niebie. Właśnie dlatego Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi zaprasza wszystkich ludzi dobrej woli na Zaduszki za naszych Przyjaciół, Współpracowników i Dobrodziejów.
– Ja jestem Matką dusz czyśćcowych. Moje modlitwy łagodzą czyśćcowe męki tych, którzy znosić je muszą. Jestem Matką pocieszenia dla dusz cierpiących, które na wezwanie mego imienia radują się jak chorzy, usłyszawszy słowa pocieszenia od lekarza – takie słowa usłyszała od Maryi podczas jednego z objawień św. Brygida Szwedzka.