Z dziecięcej biblioteczki
 
Znaleźne

Prezentowane poniżej opowiadanie autorstwa Stefanii Ottowy ukazało się w numerze 4 (24) ilustrowanego pisma dla dzieci „Rycerzyk Niepokalanej”, w kwietniu 1935 roku. Dla lepszego zrozumienia, w tekście dokonano kilku poprawek spowodowanych zmianami w ortografii i gramatyce języka polskiego na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat.

Tadzio i Staś, idąc rano do szkoły, znaleźli na chodniku błyszczącą pięćdziesiątkę. Ponieważ byli dziećmi rodziców niezamożnych, ogromnie ich ta moneta ucieszyła. Starszy Staś jednak rzekł:
– Przecież te pięćdziesiąt groszy musiał ktoś zgubić, więc nie mamy do nich prawa.
– Prawda – odpowiedział Tadzio – postójmy tu trochę i uważajmy, może ten, kto zgubił, wróci tutaj szukać.
– Dobrze, zaczekajmy.

Chłopcy stali parę minut, przyglądając się przechodniom, upatrując między nimi właściciela pięćdziesiątki, ale jakoś nikt niczego po ziemi nie szukał, nikt nie zwracał na chłopców uwagi, każdy szedł w swoją stronę.
– No, to nie mamy tu co stać, właściciela widać nie znajdziemy.
– Kupimy sobie coś za to? – spytał Tadzio.
– A co ci potrzeba?
– Potrzeba mi stalówek do pióra, ołówka, gumki i zeszytu do pisania na brudno – jednym tchem wyrecytował Tadzio.
– No, na wszystko nie starczy, wybieraj jedno – odrzekł Staś.
– Kupię sobie papieru kolorowego do oprawienia książek i zeszytów.
– Znów coś nowego! a mnie też jest potrzebny zeszyt – odparł zmartwiony Staś.
– Ja ci powiem, Stasiu, kupmy sobie kilka pomarańczy, takich słodkich, dużych, zobaczysz, jak nam będą smakowały; patrz, tutaj na straganie takie śliczne pomarańcze, kupmy je!
– Mamy jeszcze czas na kupowanie – rzekł Staś z pewnym wahaniem, bo i on poczuł napływającą do ust ślinkę na widok ponętnych owoców, tak rzadko kosztowanych. Tadzio westchnął i niezadowolony odsunął się od brata. Przechodzili właśnie koło kościoła, do którego zwykle przed szkołą wstępowali. Uczynili to i dzisiaj.

W kościele odbywało się nabożeństwo; organy pięknie grały; chłopcy czuli, że w duszy im się robi jakoś dobrze, uroczyście.
– Ojcze nasz, któryś jest w Niebie – szeptał Staś, zatapiając się w dźwiękach muzyki.
– Nie wódź nas na pokuszenie – modlił się Tadzio ze wzrokiem utkwionym w obraz Dzieciątka Jezus i powoli oczy jego ześlizgnęły się niżej, zatrzymując się na skarbonce umieszczonej z boku ołtarza, nad którą przeczytał napis: „Ofiara na chleb dla głodnych”.

Tadzio drgnął lekko. Tyle razy widział tę skarbonkę, czytał na niej napis, czasami nawet rzucał do niej parę groszy, a nigdy nie doznawał tak niezwykłego niepokoju, rodzaju obawy. Zdawało mu się, że wkoło siebie słyszy mnóstwo głosów szepczących:
– Jeść mi się chce!
– Głodny jestem!
– Ratuj mnie!

Chłopczykowi zrobiło się duszno; chciał oderwać wzrok od skarbonki, wznosząc go ku Dzieciątku Jezus, ale wydawało mu się, że Jezus patrzy na niego z wyrzutem, jakby mówił:
– Słyszysz? Oni są głodni!

Tadzio nie mógł dłużej wytrzymać, trącił nieznacznie brata, wskazując na skarbonkę. Staś bez słów zrozumiał myśl brata, uśmiechnął się i wsunął w otwór skrzyneczki znaleziony pieniądz. Kiedy chłopcy wyszli na ulicę, śpiesząc się już bardzo do szkoły, Tadzio szeptał do Stasia:
– Tak mi dziwnie przyjemnie!
Staś uśmiechnął się wesoło…

Oprac. JK
ilustrował: Jacek Widor