Powrót do władzy Partii Konserwatywnej w Wielkiej Brytanii zbiegł się z ogromnym kryzysem ekonomicznym i finansowym, jaki przeżywa dziś Unia Europejska. Jak będzie wyglądać polityka Wielkiej Brytanii pod rządami premiera Davida Camerona?
Oprócz kwestii gospodarczych na pierwszy plan wysuwa się polityka zagraniczna. Największy problem może dotyczyć spraw europejskich. Ostatnim niemalże akordem w tej dziedzinie w wydaniu Partii Pracy była ratyfikacja traktatu lizbońskiego, tak mocno krytykowanego przez konserwatystów. Premier Cameron zapowiedział nawet, że za jego rządów nie dojdzie już do podpisania przez Brytyjczyków żadnych nowych aktów rozbudowujących europejskie superpaństwo. Wszystko to w sytuacji, gdy Paryż i Berlin bardzo intensywnie dążą do centralizacji władzy w Unii Europejskiej, grożąc oponentom wprowadzeniem w życie projektu tzw. Europy dwóch prędkości. Groźba ta ma znaczenie szczególnie dla państw małych i biednych, ale na bogatych Brytyjczykach, tradycyjnie trzymających się z daleka od projektów federacyjnych na kontynencie pomruki Paryża i Berlina nie robią większego wrażenia.
Wszystko to jest bardzo ważne w sytuacji, gdy mamy dziś do czynienia z potężnym kryzysem finansowym w strefie euro. Przypadek pogrążonej w kryzysie Grecji to, zdaniem analityków, zaledwie wierzchołek góry lodowej. Podobne problemy w niedługim czasie mogą mieć Hiszpanie i Portugalczycy. 110 miliardów euro, jakie zostało przeznaczone na pomoc dla Grecji, łączy się z deklaracją przeznaczenia kolejnych 750 miliardów dla ewentualnych poszkodowanych finansową zapaścią pozostałych krajów. Główny ciężar finansowania tej pomocy biorą na siebie Niemcy. Kanclerz Angela Merkel stwierdziła nawet w Bundestagu, że wydanie tych ogromnych pieniędzy jest konieczne, od tego bowiem zależy przyszłość Unii Europejskiej, a także pozycja Niemiec w Europie. Po prostu bez tych środków z pewnością załamałaby się strefa euro, tak misternie budowany od lat 90. polityczno-gospodarczy projekt niemiecko-francuski.
Powrót idei Europy dwóch prędkości
Podtrzymywanie wspólnej waluty w UE jest dzisiaj bardzo kosztowne. Zdają sobie z tego doskonale sprawę włodarze Unii. Niemcy wiedzą, że jeśli nie będzie zaostrzenia narzędzi kontrolnych w UE, to pieniądze te mogą zostać przejedzone (zmarnowane) i za kilkanaście miesięcy problem wróci ze zdwojoną siłą. Aby się tak nie stało, konieczny jest proces konsolidacji władzy w Unii Europejskiej, a więc kolejne kroki na drodze budowy superpaństwa. Nie można mieć w UE wspólnej waluty bez wspólnotowego rządu. A to łączy się nierozerwalnie z utratą kolejnych atrybutów suwerenności przez państwa będące w Unii (w szczególności te znajdujące się w strefie euro).
[...]
Pełny tekst:
"Nasz Dziennik"