Z ks. bp. Adamem Lepą, łódzkim biskupem pomocniczym specjalistą w dziedzinie środków masowego przekazu rozmawia Julia M. Jaskólska.
Publiczne radio i telewizja winny służyć kulturze narodowej, kształtowaniu ducha patriotyzmu, budowaniu ładu informacyjnego. Gołym okiem widać, że ład ten jest dziś zakłócony. Przez co, zdaniem Księdza Biskupa, najbardziej? Niezrównoważony udział obcego kapitału w mediach? Ich oligarchizację?
Media publiczne, tzn. polskie radio i telewizja, są naszym dobrem narodowym, dlatego obecnie, gdy zbierają się nad nimi czarne chmury, nie możemy nie reagować. Ustawowo są te media zobowiązane do pełnienia misji na rzecz narodu i państwa. Zakłócenia w obrębie ładu informacyjnego są groźne również dla bezpieczeństwa obywateli, dlatego tak ważna jest orientacja w czynnikach, które mogą doprowadzić do chaosu informacyjnego. Jest ich wiele, jednak wymieńmy najważniejsze. Są to wspomniany już niezrównoważony udział obcego kapitału w mediach i oligarchiczny model mediów z monopolem orientacji liberalnej i lewicowej, jak również niekorzystna koncentracja różnych mediów będących w rękach jednego ugrupowania politycznego, a także monopolizacja mediów i trudności w powoływaniu mediów alternatywnych. Wskutek tych odchyleń w dziedzinie ładu informacyjnego ofiarą pada gorzej poinformowany obywatel.
Jednym z głównych wyznaczników demokracji jest wolność mediów. W 1989 r. prywatyzacja środków przekazu i wyjęcie ich spod kontroli partii komunistycznej miały zapewnić wolność informacji, a co za tym idzie, zagwarantować swobodne wyrażanie pluralizmu poglądów. Czy w Polsce AD 2009 ten standard jest spełniony?
Po odzyskaniu wolności w 1989 r. nastąpiło w Polsce kilka niebezpiecznych wstrząsów w łonie ładu informacyjnego. Pierwszy z nich to niesprawiedliwy podział mediów należących do koncernu RSW Prasa-Książka-Ruch. Ich jedynym właścicielem była rządząca partia komunistyczna. Teraz rozdzielono je między ugrupowania liberalne i lewicowe. W podziale całkowicie pominięto środowiska prawicowe, nawet te, które w PRL-u miały odwagę tworzyć niezależną prasę. To wszystko negatywnie odbiło się na pluralizmie mediów. W ich areopagu mają swój udział wszystkie opcje, ale na zasadzie „reprezentacji niezrównoważonej", co oznacza, że najsilniejsze są media o opcji liberalnej i lewicowej, a najsłabsze - o opcji prawicowej i katolickie. Zastanawia fakt, że w Polsce po 1989 r. zmieniają się parlamenty, koalicje, rządy, natomiast w tych samych rękach pozostają niezmiennie najważniejsze ośrodki opiniotwórcze.
Jan Paweł II przypominał, że podstawowym obowiązkiem prasy i dziennikarzy jest rzetelność informowania. Czy media tej zasady przestrzegają, czy też mamy do czynienia ze swoistą manipulacją postawami społecznymi? Trudno się oprzeć takiemu przekonaniu, oceniając chociażby to, co działo się w telewizji podczas kampanii wyborczej w 2007 roku. Albo patrząc na stosowanie techniki kliszy negatywnej w stosunku do Radia Maryja i jego założyciela czy do prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
W mediach komercyjnych rządzą wyłącznie prawa rynku. Na praktykę dziennikarską przekłada się to bardzo niekorzystnie. Dylemat „misja albo kasa" każe wielu dziennikarzom opowiadać się po stronie kasy, kosztem misji, która zobowiązuje do respektowania wartości podstawowych. Znana jest też zasada „im więcej w mediach religii i patriotyzmu, tym mniej kasy". Do tego trzeba jeszcze dodać presję obowiązującej w danym środowisku poprawności politycznej. Wszyscy wiedzą, czego mają unikać i o czym mówić lub pisać, żeby tylko kogoś nie urazić. To nic, że rodzi się w ten sposób społeczeństwo konformistów i służalców. W związku z tym mamy do czynienia z hipokryzją. Ci sami ludzie mediów, którzy lekceważą prawdę w swoich wypowiedziach, fabrykują nowe mity i stosują wymyślne techniki manipulatorskie, jednocześnie publicznie demonstrują swoje synowskie przywiązanie do Kościoła i papieża. Wiadomo, że obok wspaniałych, światłych i odważnych dziennikarzy zdarzają się i tacy, którzy gotowi są każde zlecenie wykonać, nawet gdyby to uwłaczało ich osobistej godności.
W ostatnich miesiącach wiele mówi się o zmianach w ustawie medialnej forsowanych przez Platformę Obywatelską, zakładającą m.in. komercjalizację mediów elektronicznych. Czy jest to krok w pożądanym kierunku, czy też odwrotnie - spowoduje on jeszcze większe upolitycznienie mediów, czyniąc z nich zakładników partii politycznych?
Dziś najgłośniej zabiegają o nową ustawę medialną te środowiska, które jeszcze niedawno wraz z koalicjantem były najbardziej uwikłane w upartyjnianie mediów publicznych, a w szczególności telewizji. Tu trzeba uporządkować pewne pojęcia. Otóż media publiczne nie mogą być apolityczne, wszak sprawy polityczne należą do podstawowego nurtu działalności tych mediów. Natomiast media publiczne nie powinny stać się mediami partyjnymi.
Pełna komercjalizacja mediów publicznych prowadzi do ich unicestwienia. Z natury swojej media komercyjne niezdolne są do realizacji misji na rzecz narodu i jego kultury. Z realizacją tej misji mogą się zmierzyć jedynie media publiczne, tzn. narodowe, utrzymywane przez społeczeństwo z regularnie uiszczanej daniny.
Jak Ksiądz Biskup ocenia sytuację katolickich środków przekazu? Czy nie funkcjonują one gdzieś na obrzeżach debaty publicznej?
Władze PRL-u prowadziły totalitarną politykę „zamykania ust", w związku z czym planowo niszczono prasę katolicką. Po 1989 r. z wielkim trudem udało się Kościołowi prasę tę reaktywować. Powstały nowe tytuły, przywrócono dawne, ale wszystko to stanowi zaledwie połowę prasy katolickiej, która wychodziła przed II wojną światową. Powodów tego stanu rzeczy jest wiele. Na przykład prasa katolicka mogłaby być bardziej interesująca, mówić nowym językiem, tworzyć kręgi przyjaciół i sympatyków, a przede wszystkim być bardziej opiniotwórcza. Ponadto sami duszpasterze i katecheci niedostatecznie dbają o rozwój czytelnictwa, dla którego dużym zagrożeniem jest olbrzymi wpływ telewizji. Trzeba pamiętać, że gigantyczna część wiernych nie wyniosła ze swoich domów rodzinnych nawyku czytania prasy katolickiej. I jeszcze jedna uwaga - media katolickie nie mogą być kalką mediów świeckich, a tym bardziej laickich. Muszą strzec swojej specyfiki. Dziś w całym świecie, także w Polsce, prawdziwą „karierę" robią tylko te media katolickie, które stały się przede wszystkim „miejscem ewangelizacji". Już nie wystarcza fakt, że jakieś radio czy pismo jest „narzędziem ewangelizowania".
Dlaczego w państwie, w którym 90 proc. społeczeństwa to zdeklarowani katolicy, media publiczne i komercyjne nie liczą się z tym faktem? Weźmy lansowany obraz rodziny...
Olbrzymia większość polskich mediów jest w rękach ugrupowań liberalnych i lewicowych. Prawie w całej prasie coraz więcej do powiedzenia ma kapitał zagraniczny. Dlatego media katolickie stoją przed historyczną misją odpowiedniego przygotowania swoich odbiorców do aktywnych działań w tej nowej sytuacji. Współdziałać z nimi powinni duszpasterze i stowarzyszenia katolickie. Niestety nadal nie umiemy w sposób właściwy reagować na fakty lekceważenia w mediach wartości chrześcijańskich i historycznej roli Kościoła. Dziś pisanie do redakcji, że tego rodzaju zachowania są grzechem i nieprzyzwoitością, wywołuje pusty śmiech. Natomiast jeżeli proboszcz z przedstawicielami Akcji Katolickiej ostrzeże redaktora naczelnego, że gdy incydent się powtórzy, zaapelują do wiernych o nieczytanie jego gazety czy niekupowanie produktów reklamowanych na jej łamach, śmiechu nie będzie, bo może być zagrożona kasa.
24 stycznia obchodziliśmy wspomnienie św. Franciszka Salezego - patrona dziennikarzy. Naśladowanie św. Franciszka, bezkompromisowego obrońcy prawdy, nie oznacza dziś pójścia pod prąd?
Święty Franciszek Salezy uczy nas, że w dziele ewangelizowania świata należy stosować wszystkie dostępne środki, także te najnowocześniejsze. Sam nie tylko pisał głębokie książki i artykuły, lecz także sięgał po inne media, takie jak plakaty, ulotki i odpowiedniki naszych folderów. W tamtych czasach było to bardzo skuteczne i przynosiło oczekiwane owoce. Kilka miesięcy temu kard. Zenon Grocholewski, prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, przypomniał na KUL-u, że „media katolickie nie mogą się wszystkim podobać, bo wtedy na pewno nie będą katolickie". Tak jak cały Kościół powołane są, żeby być „znakiem sprzeciwu". Taka jest ich misja i taki jest warunek ich pełnego rozwoju
Za: Moja Rodzina, nr 2/2009
Wykład ks. bp. Adama Lepy, biskupa pomocniczego archidiecezji łódzkiej, członka Komisji Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu Europejskiego Komitetu Biskupów ds. Mediów Masowych, wygłoszony podczas konferencji naukowej "Oblicza słowa" w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, 24 stycznia br.