Temat numeru
 
Święta Bożego Narodzenia odbiciem wielkości Boga
Valdis Grinsteins
Bogu wszystko jest wielkie, doskonałe, nieskończone. Wszystkie przejawy Jego działania noszą znamię Jego wielkości i chwały. Jako że nie mogą być inne także Jego narodziny, dzień Bożego Narodzenia w cudowny sposób odzwierciedla te przymioty, radując serca ludzi dobrej woli.

Można powiedzieć, że Bóg chciał, aby już od momentu Jego urodzenia, pojawiło się to, co najlepsze, robiące najsilniejsze wrażenie, najbardziej przyciągające uwagę.

To On sam zdecydował, że urodzi się z najlepszej, najdoskonalszej z możliwych matek – Niepokalanej Panny Maryi. Do roli ojca wybrał Józefa, który nie tylko był człowiekiem świętym, lecz także pochodził z najwyższej szlachty żydowskiej, z królewskiego rodu Dawida. Zechciał urodzić się w największej biedzie, lecz zachowując najwyższą pozycję społeczną ukazuje prymat rzeczy duchowych nad materialnymi.

Na miejsce Swoich narodzin wybrał małą wioskę Betlejem, którą Pismo Święte uznaje za najmniejszą spośród posiadłości rodzin judzkich (por. Mi 5,1); według tradycji wybrał także najzimniejszą porę roku, a jako dzień – bardzo symbolicznie – ten, w którym Ziemia jest najbardziej oddalona od Słońca, tak jak ludzie oddaleni byli od Prawa Bożego (musimy bowiem pamiętać, że Ziemia okrąża Słońce nie po okręgu, lecz po elipsie. I właśnie około 25 grudnia Ziemia znajduje się w punkcie najbardziej oddalonym od Słońca).

W Swojej nieskończonej mądrości zapragnął, aby przy Jego narodzinach reprezentowani byli wszyscy ludzie, dlatego też wybrał tych, którzy pochodzili z dwóch skrajnych warstw społecznych: biednych pasterzy, którzy czuwali nad swoimi trzodami lub spali przy nich (por. Łk 2, 8) i Trzech Króli, przybyłych ze Wschodu z drogocennymi darami.

Chciał także, aby na niebie pojawiły się niezwykłe znaki, jak gwiazda betlejemska, która prowadziła Królów i zatrzymała się w miejscu, gdzie narodził się Zbawiciel, a także jak Aniołowie, którzy obwieścili pasterzom Dobrą Nowinę.

W Swoim miłosierdziu ogłosił wcześniej Swoje przyjście, tak że król Herod, który pytał o mającego się narodzić Mesjasza, otrzymał od najwyższych kapłanów i ich pisarzy odpowiedź, że stanie się to w Betlejem judzkim (por. Mt 2,4-5). Wszystkie te cuda uradowały i nadal radują tych, którzy oczekiwali przyjścia Boga pełnego dobroci.

Nie miejmy jednak złudzeń. Na tej ziemi, naznaczonej grzechem pierworodnym, nie zawsze dobroć i wielkość Boża zostają dobrze przyjęte. W wielu duszach pojawia się – przeciwnie – wstręt i nienawiść do rzeczy Boskich. Dlatego właśnie prorok Symeon, trzymając Dzieciątko w ramionach, powiedział: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. (Łk 2,34)

To godne politowania ludzkie odrzucenie rzeczy Boskich widzimy także w Bożym Narodzeniu. Święty Józef pojechał do Betlejem, by spełnić obowiązek wzięcia udziału w spisie ludności nakazanym przez cesarza Augusta. Możemy się domyślać, że byli tam także inni członkowie jego rodziny, nie licząc tych, którzy być może mieszkali tam na stałe. A jednak wśród nich wszystkich nie znalazł się nikt, kto zechciałby ich przyjąć, nikt nie otworzył im drzwi, nawet w gospodzie nie było dla nich miejsca (por. Łk 2,7), choć wyraźnie widać było, że Maryja spodziewa się dziecka. Musieli zatrzymać się w najgorszym z możliwych miejsc – w bydlęcej stajni.

Nie dość było tego zła, by ukazać grzech ludzki przy Bożym Narodzeniu.

Kiedy Herod dowiedział się o narodzinach Syna Bożego, chciał go zamordować; a ponieważ Trzej Królowie, posłuszni temu, co im objawiono w snach (Mt 2,12), nie zdradzili Dzieciątka Jezus, powracając do swoich ziem inną drogą, rozkazał zabić wszystkich chłopców w wieku do dwóch lat w Betlejem i jego okolicach (Mt 2,16).

Ten straszliwy rozkaz grzesznego Heroda spowodował, że dopiero co narodzony Odkupiciel musiał porzucić skromny dobytek i udać się na wygnanie, zabierając jednak ze sobą ważniejsze, duchowe dobra – towarzystwo Swojej Matki i Świętego Józefa.

Poprzez to wydarzenie Bóg chce nas czegoś nauczyć. Nasze grzechy powodują, że On odchodzi, lecz później wraca – dyskretnie, lecz skutecznie. Bóg zawsze chce wrócić i być przy nas.

Mogłoby się wydawać, że wszystkie te przykłady wielkości Bożej – i jej uznania lub odrzucenia przez ludzi – są bardzo ładne, lecz dalekie od nas i naszego konkretnego życia w tych dniach Bożego Narodzenia…

Nie do końca jest to prawda. Także obecnie Bóg ukazuje swoją wielkość wielu ludziom przez łaskę Bożą, wzywając do porzucenia grzechu i do nawrócenia. Wielu waha się, czy posłuchać tego wezwania. I każdy z nas może pomóc innym w tej decyzji, modląc się o przyjęcie łaski. Czasem możemy udzielić komuś dobrej rady. Czasem wspomóc materialnie kogoś, kto w te święta wraz ze swoją rodziną jest w potrzebie, i w ten sposób przyciągnąć go do Boga. Zawsze możemy coś zrobić i uradować tym Serce Boga, który był tak udręczony przy Swoich narodzinach, widząc obojętność ludzi dla Świętej Rodziny.

Wielkość i dobroć Boża prosi o naszą odpowiedź. I wszyscy musimy wybrać, czy chcemy być jak Herod, czy jak Trzej Królowie i Pasterze. Jeśli postanowimy być dobrzy, uradujemy Boże serce, ponieważ On sam o sobie mówi: Ja, Pan, czynię miłosierdzie, prawo i sprawiedliwość na ziemi, gdyż w nich mam upodobanie (Jer 9,23).