Problemy
 
Czy nienawiść zawsze jest grzechem?
o. Jan Strumiłowski OCist

W obliczu postawionego w tytule pytania można zastanawiać się po co właściwie taką kwestię roztrząsać. Spontanicznie przecież przeczuwamy, że nienawiść jest czymś złym i godnym potępienia. Nienawiść jest po prostu grzechem. Potwierdza to chociażby autorytet Pisma Świętego. W Pierwszym Liście św. Jana możemy przeczytać na przykład, że każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą (1J 3,15). Czy więc roztrząsając tę kwestię, nie rozmiękczamy nauki moralnej Kościoła po to, by usprawiedliwić ludzkie negatywne uczucia?

Problem pojawia się właśnie między innymi w kwestii naszej uczuciowości. Czy samo uczucie nienawiści jest również grzechem? Czy stan świętości to stan, w którym jesteśmy niezdolni do nienawiści? Czy pojawianie się w naszych sercach negatywnych uczuć jest świadectwem i probierzem naszej grzeszności? Ponadto samo Pismo Święte mówi nam o pewnego rodzaju pozytywnym wydźwięku nienawiści. Chrystus Pan stwierdza na przykład: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem (Łk 14,26). Stwierdzenia tego typu oczywiście łatwo jest skwitować semickim sposobem wyrażania się, którego nie należy rozumieć dosłownie. Bo przecież każdy niewygodny czy trudny werset Pisma obecnie można odpowiednio zinterpretować tak, by był zgodny z naszymi upodobaniami… Czy jednak w ten sposób nie jesteśmy przynajmniej blisko relatywizowania Słowa Objawionego?

Akt woli

Nienawiść oczywiście najczęściej jest grzechem – oczywiście jeżeli jest aktem ludzkiej woli. Zatem jeśli dokonuję czynów nienawiści względem ludzi lub jeśli tenże akt jest jedynie wewnętrzny (brak miłości bliźniego lub zaprzeczenie tejże miłości), to jest niewątpliwie grzechem. Inaczej rzecz ma się z samym uczuciem, które jest od nas niezależne. Obecnie dość często słyszymy, że uczucia, jako niezależne od naszej woli, nie mogą podlegać ocenie moralnej, a zatem nie są grzechami. I rzeczywiście, jeśli rodzi się w moim sercu uczucie nienawiści względem innych ludzi, lecz swoją wolą i rozumem nie zgadzam się na to uczucie i nie podążam za nim, to nie jest ono grzechem. Jednakże nie oznacza to, że w takim wypadku, nabywszy świętej obojętności na własne wewnętrzne uczucia, mogę spokojnie z nimi żyć – byleby one mnie nie żywiły i nie kształtowały.

Jeszcze inną kwestią jest samo istnienie takich uczuć. Skoro są one tylko niewygodnym obciążeniem nas samych, wobec których musimy nabrać dystansu i umiejętności ignorowania ich, to dlaczego one w naszej naturze występują? Czy są one jedynie skutkiem grzechu pierworodnego, jakąś plamą na naszej naturze?

Nienawidzić grzechu – kochać grzesznika.  Co to znaczy?

Patrząc jednak na zagadnienie nienawiści z jeszcze innej perspektywy, wiemy przecież, że w Kościele popularna jest formuła, jakoby człowiekowi wolno było nienawidzić grzech, ale jednocześnie należy kochać grzesznika. W praktyce jednak bardzo trudno jest zachować tę zasadę. Bo właściwie co ona oznacza? Czy widząc człowieka zdeprawowanego, mam dokonać tak radykalnego rozdzielenia jego osoby i jego grzesznych czynów, jakby nie stanowiły one jego własności? Czy widząc zbrodniarza, mam udawać, że jego zbrodnie tak naprawdę nie są jego, a jeśli tylko pojawi się we mnie jakieś negatywne uczucie względem niego, to mam sam siebie oskarżać? I czy skoro dokonuję tego typu oceny natury i czynów człowieka niegodziwego, która w żadnej mierze nie pozwala mi nawet na jego negatywną ocenę, nie mogę podobnego zabiegu dokonać względem siebie? Przecież w myśl takiej logiki mógłbym powiedzieć, że ja też jestem dobry i kocham siebie, a moja nienawiść tak naprawdę nie stanowi mojej istoty.

Żeby odpowiedzieć na te wszystkie wątpliwości nie musimy tak naprawdę dokonywać wysublimowanych poszukiwań i złożonych operacji intelektualnych. Tradycja katolicka przecież tych pytań nie odkryła dopiero w naszych czasach. Dokładnie rozpatrzył te kwestie chociażby św. Tomasz z Akwinu, a jego odpowiedzi są dość zaskakujące.

Co do rozdzielenia grzechu i grzesznika Akwinata pokazuje nam, jak się sprawa ma w stosunku Boga do człowieka grzesznego. Otóż Bóg rzeczywiście odwiecznie kocha człowieka i odwiecznie nienawidzi grzechu. W Bogu jest nienawiść do grzechu – nie pobłażanie, nie litość i nie tolerancja, ale właśnie nienawiść!

Względem grzesznika Bóg jest oczywiście miłosierny, ale to nie oznacza, że musi On „przymknąć oko” na grzech tak, by mógł On nadal kochać człowieka grzesznego. Święty Tomasz stwierdza, że grzech rzeczywiście jest przyczyną gniewu Bożego. Bóg kocha grzesznika, lecz nienawidzi grzechu. Grzech jednak należy do grzesznika – jest jego aktem. W takiej perspektywie Bóg w obliczu grzechu nie wykazuje się tolerancją wobec grzesznika, ale rzeczywiście pała do niego gniewem. Na grzeszniku ciąży gniew Boży. By ten gniew mógł ustąpić, musi ustąpić przyczyna gniewu, którą jest właśnie grzech.

Dlatego konieczna była ofiara Chrystusa gładząca nasze grzechy. Widzimy zatem, że w rozumieniu Akwinaty niemożliwe jest dokonanie takich akrobacji, na jakie silą się współcześni, by intelektualnie oddzielić grzesznika od grzechu. Jednocześnie podkreślić tutaj należy, że miłość Boga do człowieka będącego w stanie grzechu nie ustępuje, lecz natrafia jakby na przeszkodę, którą jest grzech budzący Boży gniew.

W praktyce zatem w naszej chrześcijańskiej miłości grzech bliźniego nie może pozostać nigdy nam obojętny. Miłość do grzesznika i nienawiść do jego grzechu nigdy nie powinna prowadzić nas do tolerancji czy akceptacji, ale do poszukiwania sposobu nawrócenia brata – tak by porzucił on swój grzech.

Sprzeciw wobec zła

Ponadto z rozważań św. Tomasza przebija intuicja, jakoby nienawiść sama w sobie nie była czymś złym. I rzeczywiście, kiedy Akwinata rozważa jej naturę, to stwierdza, że nienawiść jest pewną niezgodnością pożądania z tym, co uznaje się za wrogie i szkodliwe, a więc za złe. Podobnie więc jak dobro jest przedmiotem miłości, tak zło jest przedmiotem nienawiści. Zatem w naszej naturze, podobnie jak jest zapisane pragnienie dobra, które realizuje się w miłości, tak też jest w niej zapisany sprzeciw wobec zła, który realizuje się w nienawiści. Ponadto dalej Doktor Anielski stwierdza, że nienawiść w ten sposób sprzeciwia się temu, co jest złe, a więc co jest sprzeczne z miłością, a zatem nienawiść sama w sobie jest wynikiem miłości – z niej się rodzi i wobec jej braku lub jej uchybieniu się sprzeciwia. Nienawiść w porządku natury powinna więc strzec miłości!

W rozważaniach Akwinaty mowa jest oczywiście o stanie natury takiej, jaką ją stworzył Bóg. Problem z nienawiścią nie wynika więc z samej jej natury czy jej istnienia, ale z jej nieuporządkowania, które jest skutkiem grzechu pierworodnego. Na skutek grzechu nasza natura została okaleczona, nasz umysł osłabiony i rozeznanie zachwiane. Dobra przestaliśmy upatrywać w samym Bogu na rzecz swojej egoistycznej żądzy. Zatem naturalna nienawiść, która miała być wymierzona przeciwko grzechowi – czyli temu, co sprzeciwia się Bogu, na skutek naszego obciążenia grzechem pierworodnym, wymierzona jest teraz przeciwko temu, co sprzeciwia się naszemu „ja”. W procesie uświęcenia zatem chodzi o odnalezienie właściwego kierunku, o nawrócenie od własnego „ja” do Boga.

Święty gniew

Z tych wszystkich rozważań wynika kilka ważnych kwestii. Po pierwsze nienawiść bliźniego jest zawsze grzechem. Jednakże akceptacja cudzego grzechu również nim jest. Nienawiść grzechu powinna budzić w nas troskę ewangelizacyjną.

Po drugie nienawiść jest czymś naturalnym i ukierunkowanym na sprzeciw wobec tego, co obiektywnie jest dla nas złe. Można więc mniemać, że również w stanie świętości i zjednoczenia z Bogiem człowiek będzie nienawidził grzechu, i to w sposób absolutny.

Po trzecie, wspomniana w Ewangelii nienawiść siebie nie jest nienawiścią własnej natury, ale jest nienawiścią własnego egocentryzmu. Jest koniecznym aktem zakwestionowania siebie jako „najwyższego dobra” na rzecz odnalezienia najwyższego dobra w Bogu. Podobnie rzecz ma się z nienawiścią bliskich. Ta nienawiść ma być nienawiścią stawiania ich na piedestale, na miejscu należnym Bogu.

Zatem właściwe spojrzenie na nienawiść tak naprawdę służyć ma właściwemu spojrzeniu na miłość. Kwestionując nienawiść w sposób całkowity, łatwo możemy z miłością pomylić tolerancję czy akceptację. W rzeczywistości jednak tolerancja wobec grzeszników kochających i promujących grzech jest zaprzeczeniem miłości. Tolerancja bliższa jest obojętności, która jest odwrotnością miłości. Nienawiść zaś nie tyle jest przeciwieństwem miłości, co sprzeciwem wobec braku miłości.

I właśnie w takim świetle bardziej zrozumiałe stają się słowa św. Pawła, który napomina nas, mówiąc: Gniewajcie się, ale nie grzeszcie (Ef 4,26). I bardziej zrozumiałe są takie kategorie obecne w starożytności i średniowieczu, jak chociażby święty gniew. To wcale nie jest tak, że kiedyś niektóre rodzaje gniewu nazywano świętym, gdyż czasy były mniej humanistyczne niż nasze. To my dzisiaj nie potrafimy w sposób święty się gniewać, gdyż nasze czasy są bardziej zsekularyzowane i pozbawione Boga.