Temat numeru
 
Kościół musi być piękny!
Jerzy Wolak

W Księdze Mądrości czytamy, że z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę (Mdr 13,5). W rzeczy samej – jak trafnie zauważa wczesnochrześcijański teolog zwany Pseudo-Dionizym Areopagitą – rzeczy Boskie ukazują się nam nie inaczej jak pod symbolami zastosowanymi do naszej ułomnej natury. Zachwyt nad doczesnym pięknem wiedzie wprost do poznania Piękna wiecznego.

 

Katolicki kościół musi tchnąć niekwestionowanym pięknem. Nie może być inaczej, ponieważ katolicka świątynia jest domem Boga. I to nie w sensie symbolicznym, alegorycznym czy metaforycznym, ale najzupełniej realnym. W każdym katolickim kościele mieszka żywy Bóg – w swoim Ciele i Krwi, Duszy i Bóstwie. Czyż więc godzi się, by miejsce zamieszkania Tego, który jest najwyższym stopniem piękna oraz przyczyną sprawczą, wzorcową i celową wszelkiego stworzonego piękna – jak to pięknie ujął średniowieczny filozof Ulryk ze Strasburga – nie odzwierciedlało na maksymalną miarę ludzkich możliwości doskonałości swego Najświętszego Lokatora?


Pałac Boga


Każde dziecko przedszkolne wie, że król mieszka w pałacu – a królewski pałac to najwspanialszy gmach w całym kraju. Skoro więc władcy tego czy innego z ziemskich królestw przystoi takie mieszkanie, to o ileż powinien je przewyższać okazałością, dostojeństwem i elegancją pałac Króla Wszechświata?


Nasi przodkowie w pełni tę sprawę rozumieli. Wielbili więc Pana całym pięknem, na jakie tylko było ich stać: twardością marmuru, niezniszczalnością złota, blaskiem srebra, fakturą szlachetnego drewna, a nade wszystko – całym kunsztem pochodzącym z Bożego daru inteligencji i kreatywności.


A czynili to na żądanie samego Boga, który już Mojżeszowi nakazał wykonanie świętego przybytku (Wj 25,8), aby mógł On zamieszkać pośród nas. Pan zażyczył sobie wówczas wszystkiego co najlepsze, najdroższe i najwykwintniejsze: złota, srebra i szlachetnych kamieni, purpury fioletowej i czerwonej, drewna akacjowego, wonności, karmazynu, bisioru i skór delfinów. I nie interesowało Go, że Jego lud tkwi właśnie w samym środku pustyni – skądże więc ma wziąć skóry delfinów i bisior sporządzany z wydzieliny małżów morskich?

Bo Bóg nie znosi prowizorki ani tandety. Przecież tandetna świątynia to tandetne bóstwo. Na to mogą sobie pozwolić poganie, którzy sami wymyślili swoich bożków na własny obraz i podobieństwo, ale nie Lud Boży czczący Stwórcę i przyczynę wszystkiego co piękne (wedle określenia świętego Klemensa z Aleksandrii).


Chrześcijanom jednak, niestety, zdarza się hołubić tandetne lub kiczowate wyobrażenie Boga Wszechmogącego. Strzeżmy się tego, bo to swoisty rodzaj fałszu, a Ojciec Niebieski fałszem się brzydzi. W Królestwie Niebieskim nie ma miejsca na tandetę – wszak ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg (1 Kor 2,9)…


Brama do Nieba


I w tym właśnie rzecz! Bóg wymaga od człowieka doskonałej czci, zapierającej dech w piersiach liturgii i pięknej świątyni nie w celu zaspokojenia własnej próżności, bo w Nim nie ma ani cienia próżności, tylko dla naszej nauki i rozwoju duchowego. Niedoskonałe piękno świątyni zbudowanej rękami ludzkimi (Hbr 9,24) ma w nas budzić niezaspokojoną tęsknotę do doskonałego domu nie ręką uczynionego, lecz wiecznie trwałego w Niebie (2 Kor 5,1).


Bo w jakim celu w ogóle Pan stworzył piękno? Jak do tej pory nikt nie odpowiedział na to pytanie bardziej wyczerpująco od naszego narodowego wieszcza, Cypriana Kamila Norwida, który w Promethidionie orzekł, iż piękno na to jest, by zachwycało do pracy; praca – by się zmartwychwstało.


Oto syntetyczne przedstawienie celu ludzkiego życia i drogi wiodącej do niego. Mamy pójść na zmartwychwstanie życia (J 5,29) poprzez mozolną pracę w pocie oblicza swego (Rdz 3,19). A piękno – pierwotne, Boskie, odbite w pięknie ziemskim – ma nas pokrzepiać w nieuniknionych chwilach słabości.


Oczywiście, piękna świątynia sama z siebie nie gwarantuje nikomu zbawienia, ale niezaprzeczalnie podnosi ducha w wiernych – człowiekowi zanurzonemu w jej splendorze łatwiej poczuć się bliżej Boga. Nie jesteśmy czystymi duchami, lecz istotami cielesno-zmysłowymi i tak też postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość – również duchową.


Ignorowanie tego faktu prowadzi do błędu popełnionego przez protestantów, którzy w swej „reformatorskiej” pysze uznawszy się za prawdziwych czcicieli, zdolnych oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie (J 4,23), zamienili kościoły na synagogopodobne domy modlitwy ogołocone ze wszelkich elementów zdobniczych. I co? Nie od dziś kraje protestanckie są wylęgarnią apostazji i ateizmu…   


Nie idźmy tym tropem. Nie ulegajmy bałamutnym twierdzeniom, że Bogu nie trzeba naszych darów, bo wszystko przecież od Niego pochodzi. Owszem, Bogu nie, ale nam trzeba – abyśmy zachwycając się pięknem stworzenia, budzili w sobie zachwyt jego Stwórcą.

Spis treści:
UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!